Wejście do sanatorium Waverly Hills
Chciałbym móc rozpocząć ten artykuł od czegoś takiego jak ...
„Gdy słońce szybko uchyliło się za horyzontem, ciemność nocy uciszyła naturę uwięzioną przez nawiedzoną nawiedzoną drogę… Świetliste oko nocy drwiąco mrugnęło za pojedynczą zakurzoną szarą chmurą. Mroczna miazma wisiała dalej klęcząc przed księżycem jak złowieszczy wartownik. Gdy się na niego spojrzałem, chmura powoli owinęła się wokół zimnego satelity niczym eteryczny szal. W tym momencie, jakby wyczuwając moje przybycie, wiatr gwałtownie uderzył w mój pojazd. .. ”
Jednak po prostu tak się nie stało. Słońce było figlarnie na niebie, ptaki wymieniały błogie pogawędki między gałęziami, a wiatr niosł słodki zapach ziemi, gdy szliśmy spokojnie w kierunku naszego celu. Żadnych przeczuwających oznak nadchodzącej zagłady. Nawet czarny kot.
GPS zaprowadził nas w dół Paralee i poprowadził nas prosto w ślepy zaułek.
Zablokowana przez zardzewiałą bramę - nie było sposobu, aby ją przejść.
Na początku pomyślałem: „Czy to część trasy?”
Może to dodałoby do doświadczenia ...
„Czy to ma wyglądać na zapomniane?” Powiedziałem na głos.
Nie, znowu źle. Spoglądając w dół, GPS skierował nas do kolejnego wejścia. Najwyraźniej Paralee ma dwa punkty dostępu. Drugie wejście, spokojne i pasywne, było równoległe do malowniczego pola golfowego.
Więc ... nie ma zimnego księżyca ani gwałtownego wiatru. Tylko 9-dołkowa szmaragdowa ucieczka.
Jako tacy, zgodnie i bez incydentów, podążaliśmy wąską drogą w kierunku Sanatorium Waverly Hills.
Na szczycie linii był tylko jeden znak: „Stop”.
Gdybym nie był takim sceptykiem, mógłbym uznać to za dosłowny znak i wyciągnąć go stamtąd. Niemniej jednak zwróciłem wzrok na stare zepsute Sanatorium, stojące w tle. Na tle barwnego nieba przewrócony brąz był nasycony historią, w której chciałem marynować.
Właśnie wtedy podszedł do pojazdu zwykły facet w zwykłym czarnym płaszczu. Sprawdził nasze nazwiska z listy i poinstruował nas, aby parkować na parkingu z reflektorami skierowanymi w stronę przeciwną do budynku.
Zrobiliśmy tak, jak nam powiedziano.
Podczas parkowania wszyscy odwiedzający zostali poinformowani, że mogą teraz robić zdjęcia budynku, ale nie po zakończeniu wycieczki.
Szybko wyciągnąłem telefon i zacząłem robić zdjęcia rozległego sanatorium.
W gasnącym świetle budynek wyglądał na bardziej zmęczonego niż nawiedzonego. Prawie pokonany. Chociaż okna dolnych pięter zostały wymienione, górne piętra otwartego balkonu pozostały w niezmienionej postaci, gdy każda dusza uciekła z upadającego ciała.
Rozdziawione usta portyku na zewnątrz wydawały się krzyczeć - naśladując przepastne usta pacjentów, którzy z trudem łapali świeże powietrze - gdy powoli ulegali uduszeniu gruźlicy.
Wyrwani nagle z moich makabrycznych kontemplacji, zostaliśmy zaprowadzeni do grupy zgromadzonej na rogu budynku. Zostaliśmy przywitani przez upiornego gargulca, który wydawał się w większości łagodny. Podążyliśmy za grupą i poprowadzono nas wzdłuż długich ścian z czerwonej cegły głównego budynku do osobnej zatopionej w ziemi.
Po przejściu po schodach otworzyliśmy stare białe drzwi wypełnione popękaną farbą i poprowadzono nas do poczekalni połączonej ze sklepem z pamiątkami.
Na ścianach wisiały stare fotografie personelu Waverly Hills i obrazy zainscenizowanych procedur; służąc jako skrucha uwertura do żałosnych opowieści, których wkrótce się nauczymy.
Nagle podszedł do mnie zadumany kot siedzący na ladzie w sklepie z pamiątkami. Mruczał głośno i stąpał lekko, jakby chciał powiedzieć „przychodzę w pokoju”. Na szyi zapinany był kołnierz z metką z napisem „Casper”.
Owinął swoje miękkie ciało między moimi rękami i dłońmi i przycisnął się do mnie, jakby uspokajał mnie, że wszystko będzie dobrze.
Być może był najsłodszym „duchem”, jaki kiedykolwiek spotkałem.
Po obejrzeniu pamiątek i pobłażaniu Casperowi tłum zgromadził się przed przewodnikami przed małymi, niewinnymi drzwiami.
Podzielili nas na dwie grupy. Gdy nasz przewodnik otworzył stare drzwi, powoli zaczęliśmy przedzierać się długim korytarzem.
Korytarz był bogaty w apodyktyczny zapach pleśni. Nasze oczy powoli przyzwyczaiły się do słabo oświetlonej sali, która przypominała opuszczony tunel metra. Małe żarowe żarówki zwisały luźno z sufitu niczym świecące kolczyki.
Zebraliśmy się przed schodami, gdy przewodnik zaczął mówić. Pokrótce opisał zasady, oczekiwania i rozpoczął trasę, prowadząc nas do schodów.
Rozpoczęliśmy naszą podróż wspinając się po stromych schodach na pierwsze piętro.
Korytarze spowija ciemność.
Ciemność trzymała się za ręce z wilgotnością w powietrzu, kiedy zbieraliśmy się w pierwszym z wielu korytarzy Waverly Hills. W tym poznaliśmy historię sanatorium.
Oryginalne sanatorium zostało zbudowane w 1910 roku. Kiedy gruźlica spustoszyła Kentucky, potrzeba większej placówki skłoniła do budowy nowego sanatorium. Nieruchomość wybuchła w 1924 r. Została otwarta w 1926 r., Aby pomieścić rosnącą liczbę osób zarażonych białą śmiercią.
Lekarze nie mieli lekarstw na chorych, więc eksperymentowali z chorobą, aby odkryć skuteczne lekarstwo. Zimnym świeżym powietrzem, solarium z zabiegiem UV i celowo zapadniętymi płucami były do wyboru. Nie udało się uratować pacjentów, liczba ofiar śmiertelnych wzrosła tak wysoko, że utworzono rynnę spadochronową, aby odciągnąć zmarłych.
W 1943 r. Streptomycyna została zidentyfikowana jako skuteczne leczenie, a do 1961 r. Zamknięto ośrodek leczenia gruźlicy, ale ponownie otwarto go jako Woodhaven: geriatryczne centrum leczenia starzejących się pacjentów z demencją. Został zamknięty przez państwo w 1982 r. Z powodu złego traktowania i zaniedbywania pacjentów.
Kostnica na pierwszym piętrze w sanatorium Waverly Hills
Grupa podążyła za przewodnikiem do kostnicy na pierwszym piętrze. Skromni w kosmosie ludzie w zgrupowaniu czują się nieswojo blisko siebie. W tylnym rogu pokoju dyskretna winda stała jak obywatel drugiej klasy, czekający na rozkazy. Przewodnik zwrócił na to naszą uwagę, gdy ogłosił, że był używany do transportu zmarłego do rynny zsypowej.
Następnie przewodnik podzielił się opowieściami o zjawiskach paranormalnych, których niektórzy doświadczyli w pokoju. Niespokojne dusze, które lubiły bawić się latarkami. Gdy szczegółowo opisał nieziemskie interakcje, moja klatka piersiowa nagle poczuła się, jakby spadło na nią kowadło.
Sapiąc i łapiąc powietrze, moje myśli o przyczynie ustąpiły miejsca niepokojom. Chciałem biec, ale byłem uwięziony między ciałami tych, którzy stali o wiele za blisko. Krew trysnęła mi na twarz, wywołując uczucie ciepła, gdy moje ręce zrobiły się zimne i lepkie.
Przyczyną tej reakcji nie była nieudana próba nadprzyrodzonego przejęcia mojego ciała. Uważam, że pleśń w powietrzu była tak intensywna, że przypominała oddychanie wodą przez koc. Właśnie wtedy, gdy zracjonalizowałem panikę jako moją reakcję na pleśń i uspokoiłem bicie serca do normalnego tempa, zastanawiałem się przez chwilę, że to uczucie całkowitej paniki i uduszenia było tym, co odczuli ci pacjenci tuż przed eksmisją ich dusz ... tuż przed zabraniem ich ciał.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy przewodnik oznajmił, że idziemy na drugie piętro. Miałem nadzieję, że pójście w górę i odejście od unoszonego przez pleśń powietrza zmniejszy mój dyskomfort.
Nie udało się.
Przeszliśmy do portyku z otwartymi ustami, który przywitał mnie, gdy pierwszy raz przyjechałem. Tutaj przewodnik podzielił się smutną historią dwóch sióstr: Lois i Audrey Higgs.
Obaj cierpieli na gruźlicę, ale tylko Audrey przeżyła, by opuścić sanatorium.
Poszliśmy w stronę pokoju sióstr, ale zatrzymaliśmy się na chwilę w otwartej szafie.
Niczym bezbronny otwarty grobowiec w małej przestrzeni znajdowało się zdjęcie Lois, kwiatów i samotnego misia. Powiedziano nam, że goście przynoszą te prezenty i zostawiają je tutaj w nadziei na pocieszenie Lois podczas jej wiecznych poszukiwań Audrey.
Wyobraziłem sobie spędzanie niezliczonych dni rozpaczliwie modlących się o przetrwanie. I że z każdym kaszlem, każdym świszczącym oddechem, z każdym oddechem zwężonym przez żelazne płuca, jej nadzieja powoli zachodziła jak słońce. Jak jej dusza. Zastanawiałem się nad reakcją Lois, kiedy Audrey wyzdrowiała i oznajmiła, że odchodzi. Musiała być rozdarta między radością a zazdrością.
Musiała być pochłonięta strachem.
Jednak spośród wszystkich emocji, które zabarwiły jej umysł, miłość Lois do jej siostry była tą, która zwyciężyła. Mówi się, że do dnia dzisiejszego idzie przez sanatorium, szukając Audrey.
Wielu twierdzi, że słyszało, jak Lois szepcze imię swojej siostry.
„Audrey… Audrey.”
Drugie piętro: Lois Higgs
Zaprowadzono nas z powrotem do pokoju sióstr Higgsa. Mając wystarczająco dużo miejsca, aby dwa łóżka szpitalne przylegały ściśle do gołych betonowych ścian, w grobie był tylko jeden znak nadziei.
Za mną przy tylnej ścianie znajdowało się częściowo deskowe okno. Na krótko zamknąłem oczy, wyobrażając sobie siebie z siostrami. W małym, zimnym pokoju można było tylko spojrzeć w górę, aby uniknąć rzeczywistości. Spojrzałam w górę przez okno na nocne niebo. Mrugające brzuchy gwiazd na tle cerulejskiego nocnego nieba były z pewnością ucieczką od płuc uwięzionych przez nieuchronną śmierć. To była obietnica. To był dowód, że coś tam było, coś większego od nich; coś tajemniczo pełnego nadziei.
Zastanawiałem się, ile razy patrzyli przez okno na mężczyznę na Księżycu i modlili się o cud, aby przeżyć ich nieszczęście.
W tym momencie nie wiedzieli, jak skończy się ich historia ... żyli. Byli młodzi. Oni uwierzyli. I tak, schowani w żywym grobowcu, szli naprzód z samą nadzieją i siostrzaną miłością, podsycając ich, gdy spoglądali z powrotem na mężczyznę na księżycu ... czekając.
Wyciągnięci boleśnie z zadumy przez naleganie przewodników, by pozostać na czas, zaprowadzono nas do solarium.
Jak wyjaśnił przewodnik, pacjenci byli narażeni na działanie promieni UV podobnych do tych, które możemy znaleźć w solarium. Te iluminacje zostały zasypane pacjentami, starając się uwolnić ich płuca od białej śmierci, która nękała ich od wewnątrz.
Chociaż świecące promienie nie były tak zachęcające, jak nadzieja księżyca, przypuszczam, że jakiekolwiek leczenie oferowane przez lekarzy zrodziło wiarę, że przeżyją kolejny dzień.
Szurając dalej, zaprowadzono nas do otwartych ust portyka, gdzie pacjenci otrzymywali leczenie na świeżym powietrzu.
Tutaj pacjentów wywożono na zewnątrz w swoich łóżkach, aby poddać się zabiegom Matki Natury na świeże powietrze. W ciepłych ramionach wiosny i uściskach gorzkich pazurów zimy ich tu nie było. Żyć. Umrzeć.
Wpatrując się długim korytarzem, wyobrażałem sobie pacjentów z zapałem wykonujących polecenia lekarzy. Uwięzieni w śniegu z lodowatymi wstrząsami kołyszącymi kończynami, wytrwali, ponieważ wierzyli, że kara ta może być zapłatą potrzebną do odbycia modlitwy.
Nieświadomi, że ciała są maszerowane jak mrówki po rynnie, aby zostać na zawsze zapomniane, mieli szczęście. I ignorancja była ich szczęściem.
Może przetrwali, rozmawiając o pogodzie, jedzeniu w ciągu dnia i rodzinach, których nie widzieli z powodu swojej zaraźliwej choroby.
Może podzielali aspiracje tego, co zamierzają zrobić, kiedy „wyjdą”.
Więzi powstały między pacjentami wyłącznie na wspólnej płaszczyźnie, którą dzielili: ten sam los. Lubię myśleć, że nie lamentowali nad wysiłkiem, jaki wymagało oddychanie. Nie pozwolili, by litość nad sobą pochłonęła ich myśli. Zamiast tego mocno trzymali się wspomnień swoich rodzin. Te wspomnienia, które zostałyby wyryte na drodze do ich ostatecznego przeznaczenia. Śmierć objęta wspomnieniami.
Pokój 502: Sanatorium Waverly Hills
Następny przystanek to piąte piętro. Ta podłoga jest podobno najznamienitsza ze względu na swoją paranormalną aktywność w pokoju 502.
Mówi się, że pokój 502 to miejsce, w którym w 1928 r. Znaleziono pielęgniarkę, która zachorowała na gruźlicę od pacjentów.
Niektórzy twierdzą, że była w ciąży przez lekarza. Niezamężna i umierająca na gruźlicę odebrała sobie życie swojemu dziecku.
Przewodnik podzielił się historią zmarłego dziecka znalezionego na parkingu po tym, jak została zmieciona przez rury w łazience. Ta historia zainspirowała do spekulacji, że pielęgniarka mogła zajść w ciążę, urodziła żywe lub martwe dziecko, a następnie popełniła samobójstwo.
Ciemniejsze wersje jej śmierci to teorie, że zamężny lekarz, z którym miała gorączkowy romans, wystawił samobójstwo po nieudanej próbie aborcji, by pozbyć się dowodów swojego cudzołóstwa.
Niektórzy twierdzą, że słyszeli ostrzegawcze krzyki jej ducha, by „WYJŚĆ!”. Inni twierdzą, że kobiety w ciąży, świadomie lub nieświadomie, odczuły silne bóle brzucha podczas pobytu w pokoju 502.
Mówi się, że kolejna śmierć miała miejsce w 1932 r., Kiedy inna pielęgniarka odebrała sobie życie, skacząc z pokoju po zobaczeniu martwej pielęgniarki.
Odwiedzając ten pokój, nie czułem żadnej obecności ani bólu. Jednak w pewnym sensie mnie to dotknęło.
Podszedłem do miejsca, w którym pielęgniarka odebrała jej życie. Na ścianach, naznaczonych graffiti, widniały znane historie tej pielęgniarki i jej ostatnie chwile.
Co ciekawe, ta historia - choć dopracowana ze szczegółami i cierpieniem, pielęgniarki nigdy nie wymieniono z imienia i nazwiska.
Dlaczego życzliwe istnienie Lois Higgs uzasadniało wzmiankę z imienia, a żałosny koniec tej bezimiennej pielęgniarki nie sprawił mi kłopotu.
Chociaż opowieści są nasycone zjawiskami nadprzyrodzonymi, nie odczułem nic więcej niż smutek z powodu tych dusz.
Czwarte piętro: Shadow People
Kolejnym celem było czwarte piętro. Schodziliśmy po schodach, które ominęły zardzewiałe szyny. Poproszono nas o zatrzymanie się przed starymi, skorodowanymi drzwiami.
Przewodnik podzielił się historią intruzów, którzy wyciągnęli naukę z „drugiej strony”.
Kilka lat temu nastoletni chłopcy włamali się do Sanatorium przy pomocy siekiery. Gdy robotnicy się zamknęli i wyszli na zewnątrz, usłyszeli krzyki dochodzące z wewnątrz.
„Pomocy! Nie wypuszczą nas!” desperackie wrzaski odbiły się echem w nocy.
Robotnicy wpadli do środka i znaleźli źródło krzyku za drzwiami. Kilku ludzi potrzebowało siły, by ją podważyć.
Zszokowani i wyraźnie wstrząśnięci młodzi chłopcy z niepokojem powiedzieli robotnikom, że zostali zaatakowani przez „cień ludzi”. Powiedzieli, że kiedy zobaczyli ciemne postacie i próbowali uciekać, niewidzialne ręce powstrzymały ich. Chłopcy powiedzieli, że gorączkowo próbowali otworzyć drzwi, by uciec, ale nie drgnęły. Odwracając się do topora, próbowali rozbić drzwi, wbijając w nie raz głowę topora.
W tym momencie przewodnik uchylił drzwi i odsłonił kilka długich, przepastnych dziur pasujących do kształtu siekiery.
Przewodnik powiedział, że tam właśnie zmierzamy. Skłamałbym, gdybym nie przyznał, że czułem strach, który unosi się z tyłu moich nóg i powoli tonie w mojej skórze, w moim umyśle.
Ustawiliśmy się naprzeciw długiego, ciemnego korytarza. Tutaj nie wolno fotografować ani oświetlać. Otwarte drzwi otaczały korytarz, z których tryskało łagodne światło. Na obu końcach korytarza w środku widoczne było okno.
Odwróciłem głowę w lewo, a potem w prawo. Korytarz wyglądał jak tunel w szachownicę. Powiedziano nam, żebyśmy odpoczęli, a potem wpatrywali się w lewo lub w prawo od źródła światła emanującego przez okna po obu stronach.
Ochotników poproszono o przejście w połowie przystanku. Powiedziano nam, abyśmy skupili oczy na prawej lub lewej stronie światła za osobą.
Wtedy cienie zaczęły się poruszać. Niesamowicie się przeprowadzili.
Zostaliśmy oderwani od tłumu i zabrani przez drugą stronę korytarza przez dwóch przewodników, którzy zapytali nas, kto chce iść drugim korytarzem. Przerażeni i zdezorientowani zapytaliśmy, dlaczego zabrano nas z grupy.
Ponieważ pierwotnie byliśmy na końcu grupy i nie widzieliśmy, jak obaj przewodnicy wyjaśnili, że pomagają nam spotkać ludzi-cieni. Świetny.
Oboje tchórzliwie odmówiliśmy przejścia starym korytarzem ciemności na czwartym piętrze, aby spotkać ludzi-cieni.
Dlatego jeden z przewodników zgodził się wykazać.
Zrobił kilka kroków, gdy ciemność zamaskowała go, a następnie pochłonęła. Skoncentrowałem oczy na lewo od światła. Nagle zdawało się, że zasłonięto ją zasłoną, a potem szybko się odsunęła.
Następnie zobaczyłem sylwetki ludzi wyglądających przez drzwi. Były wyraźnie ciemniejsze niż ciemność na korytarzach. Wyłonili się i powoli chodzili między pokojami. Szybowali z jednej strony korytarza na drugą.
Tam i z powrotem. Tam i z powrotem.
Pozwoliłem, by moje oczy podskakiwały na boki, gdy nadal identyfikowałem coś, co wyglądało jak chodzące cienie.
Właśnie wtedy trzasnęły drzwi.
Podskoczyłem i wydałem okrzyk.
Zamiast sprzedawać historię o duchach, przewodnik po prostu powiedział, że to musiał być wiatr.
Potem ..... usłyszeliśmy kroki. Małe kroki przypominające miotanie.
Przewodnik obrócił się szybko i zawołał, że mamy gościa.
To był szop pracz.
Uff
Chociaż to doświadczenie było tajemnicze, gdy obserwowałem, jak ludzie rzucają się między pokojami, wróciło to do mojego dzieciństwa i do tego, co często widzę nocą we własnej sypialni.
Cienie wydają się poruszać lub kształtować.
Wyjaśnienie tego często jest osiągane przez naukę.
Ludzkie widzenie jest ogólnie ograniczone w przetwarzaniu wszystkich informacji pobieranych przez nasze oczy. Powoduje to niedokładne tłumaczenie przez mózg i wynikające z tego zjawiska, które naszym zdaniem widzimy. Sposób, w jaki nasze siatkówki widzą czarno-biały lub cienie i światło, oprócz naszego przetwarzania mózgu, może łatwo wyjaśnić dobrze rozmieszczone drzwi ze światłem przepływającym przez nie kaskadą. Stworzyli wzory i punkty centralne, które sprawiły, że nasza percepcja była niczym więcej niż złudzeniem optycznym.
Ostrzegałem cię, że jestem sceptyczny, przepraszam, jeśli nauka zabrałaby zabawę z czwartego piętra ...
Ale my idziemy dalej do zjeżdżalni. To musi wywołać u niektórych z was podekscytowane zjawiska paranormalne.
Zjeżdżalnia do ciała w sanatorium Waverly Hills
Schodziliśmy po schodach i wyprowadzono nas z sanatorium. Podeszliśmy do tylnej części budynku i zatrzymaliśmy się przy kolejnych zanurzonych drzwiach.
To była rynna zsypowa.
Stworzony, aby potajemnie przenosić zwłoki, aby śmierć nie była widoczna dla innych pacjentów, był to tunel umarłych.
I tak pachniało.
Przesunęliśmy się do przodu ponad próg i zjechaliśmy na niewielkim zboczu. Cierpki smród zgnilizny był wszędzie. Czy to ze starej wody, czy ze starego szeptu dusz, które uciekały od ciał dojrzewających ze śmiercią, powietrze było nasycone.
Przylgnął do nas.
„Śmierć przylega do mnie”, pomyślałem.
Zostaliśmy poprowadzeni do otwarcia tunelu.
Spoglądając w otchłań zaświatów, był to dosłowny tunel śmierci.
Na końcu nie było światła. Po prostu ciemność. Czarna dziura nicości.
Spojrzał z powrotem obnosząc się ze swoją nieskończonością. Po prostu nie miało końca.
Czy nie tego pragnie każdy człowiek w życiu? Jeden bez końca?
To był wieczny otwór wypełniony tylko śmiercią. Jego apetyt nigdy nie jest nasycony.
Czy po tylu latach wciąż było głodnych ciał? Ta myśl podniosła mi włosy na karku, gdy zastanawiałam się nad własną śmiertelnością.
Mój własny obiecany koniec.
Przewodnik poinformował nas, że o tej porze roku tunel był zwykle zamknięty, ale pozwolił tym, którzy byli gotowi i zdolni, zejść kilkaset stóp w dół.
Kilka osób zawiesiło się, kiedy ruszyliśmy do przodu.
Kiedy przewodnik opisywał długi spacer pracowników sanatorium, którzy pchali nosze z trupami, nadal wpatrywałem się w tunel. Jego czarne oko odwróciło się.
Był zupełnie czarny i idealnie okrągły. Był to dosłowny okres, który był ostatnim rozdziałem historii tak wielu zmarłych pacjentów.
Wyobraziłem sobie, jak by to było być osobą odpowiedzialną za kierowanie umarłymi przez ten smród; cicha scena ostatecznego aktu duszy.
Zastanawiałem się, czy z każdym jego krokiem pozostawiał po sobie małą nadzieję na życie pozagrobowe.
Na przyszłość.
Dla Boga.
Jak musiało go wyczerpać codzienne obserwowanie śmierci.
Jak mógł przetrwać jako beznadziejna głowa Hadesu.
Moje spojrzenie oczami śmierci zostało złamane, gdy przewodnik ogłosił koniec trasy.
Chętnie wspiąłem się na schody. Z dala od złowrogiego otwarcia.
Mój umysł był nasycony rzeczywistością obietnicy życia, która się skończy. Ale moje nie.
I nie mogłam powstrzymać się od poczucia winy, gdy odeszłam z życiem - kiedy tak wielu nie.
Wniosek
Po zakończeniu wycieczki dotarliśmy na parking. Gdy zbliżyliśmy się do pojazdu, przypomniało mi się ostrzeżenie, aby nie robić zdjęć.
Spojrzałam na budynek, mimo strachu o jakąś zemstę za moje nieposłuszeństwo.
Kiedy się obejrzałem, zobaczyłem coś, czego wcześniej nie widziałem.
Smutek zawisł mocno na ramionach budynku.
Smutek z powodu tego, czego był świadkiem.
Wina za to, że była sceną, na której dusze cierpiały, dopóki ich płomienie nie zostały zgaszone.
Budynek, który nigdy nie miałby ucieczki od nędzy, jaką oferuje śmierć.
Czułem, że patrzy na mnie, jakby czytał też moje smutki.
Kiedy się odwróciłem ... w pewnym sensie Waverly Hills pomachał mi na pożegnanie.
I żałowałem, że nie zasługiwał na pokój.